Edward Pawlak

 

Pisane po północy

 

Szukając czegoś w starych szpargałach na strychu, natknąłem się na kilka nie opublikowanych felietonów Leonarda Turkowskiego pt. „Powroty”. Taki felieton miał Leonard przez trzy czy cztery lata w początkach istnienia tygodnika „Wprost”. Przysyłał mi je z Olsztyna, dokąd go, starego poznaniaka, rzucił los. Często przyjeżdżał do swojego ukochanego miasta nad Wartą, był członkiem tutejszego oddziału Związku Literatów Polskich, odwiedzał redakcję. Miał już wtedy prawie siedemdziesiątkę na karku, ale pamiętam, gdy zasiadłem z nim kiedyś w „Krekusze” na Libelta (prowadził ją jeszcze sławny Dybizbański) Leonard do końca dotrzymywał mi w trunkach towarzystwa. Był przeuroczym człowiekiem, wielokrotnie zapraszał mnie do Olsztyna, a ja – niewdzięcznik – nie pojechałem nawet na jego pogrzeb, gdyż tak to się jakoś dziwnie złożyło.

Turkowski napisał wiele powieści, tomów opowiadań, a fabuła wielu z nich („Księga mojego miasta”, „Droga do Sestos”) rozgrywała się w Poznaniu i w Wielkopolsce. Kiedy rozmawiałem z nim w 1984 roku (obchodził wówczas półwiecze swojej pracy twórczej) zwierzał mi się, że zabiera się do pisania XIX-wiecznego romansu: o pięknej miłości Emilii Sczanieckiej i Karola Marcinkowskiego. W jego zamierzeniu miała to być taka wielkopolska „Trędowata”. Nie napisał tej powieści.

Dumny był ze swoich felietonów. Były to jego powroty do korzeni, do Poznania: tego przedwojennego i powojennego. Mówił: to był mój pierwszy świat. Ten, który pozostaje w człowieku na zawsze, który tkwi nie tylko w moich myślach, lecz i w moim sposobie myślenia, w moich obyczajach, nawykach, języku, w pisaniu.

Turkowski miał barwne pióro; potrafił w tych felietonach oddać w detalach klimat i specyfikę ulic, domów, zaułków, których już nie ma w Poznaniu, albo tak się zmieniły, że są nie do poznania. Pisał o zwykłych ludziach, których znał – jak serdecznie, jak ciepło. Wielu z nich rozpoznawało siebie, pisali listy do redakcji (przychodziły ich sterty), dziękowali autorowi, prosili o dalsze „kawałki”. Aż dziw, że istniejące jeszcze wówczas Wydawnictwo Poznańskie nie pokusiło się o wydanie „Powrotów”. Przecież to kawał poznańskiej historii, niezwykła opowieść o mieście. Ale Leonard nie miał dobrych układów z WP.

Mieszkając już od lat w Olsztynie, w Poznaniu zaistniał na nowo dzięki felietonom we „Wprost”, a także dzięki Ryśkowi Daneckiemu, u którego w „Expressie Poznańskim” pisywał felieton „Nowości z dawnych lat”. Wiele w tym powrocie do świadomości czytelniczej poznaniaków pomógł mu również Feliks Fornalczyk z Polskiego Radia i „Kroniki Wielkopolski”.

Turkowski kochał Olsztyn, Warmię i Mazury, ale pod sercem miał Poznań i Wielkopolskę. Był poznaniakiem z krwi i kości żyjącym w Olsztynie. Myślami wracał do krainy jezior przemęckich, nad którymi przez kilka wieków rośli jego przodkowie, do jezior sierakowskich, wśród których urodził się już jego ojciec, a on sam bywał tam jako chłopiec w czas wakacji i wreszcie jezior kórnicko-zaniemyskich, nad którymi chętnie przebywał w ciągu niejednego lata. Wiele o tym rozmawialiśmy, bo dla Leonarda, jak i dla mnie, na prowincji jest „więcej nieba”. A przecież Leonard urodził się – jak mawiał –w „nie bardzo podłym mieście” Poznaniu, zawsze jednak ciągnęło go do takich „dziur”. Miał wiele żalu do swego miasta, długo czuł się człowiekiem odtrąconym, zwłaszcza w początku lat pięćdziesiątych, gdy chciał z Pławiec pod Środą wrócić do Poznania i podjąć pracę nauczyciela w którejś z tutejszych szkół. Ówczesne kuratorium odprawiło go z kwitkiem. Nie miał wtedy odwagi na to, by z trojgiem dzieci wracać do niepewnego żywota chudego literata bez stałego punktu zaczepienia. Wybrał przypadkowo Olsztyn. Zrodziła się z tego wzajemna miłość, bo – jak mówił – przez 30 lat „jem chleb z olsztyńskiej ziemi”.

Ale tam – na Mazurach gromadził Turkowski wszystko, co miało związek z Poznaniem i Wielkopolską. W jednym z numerów „Kroniki Wielkopolski” zamieścił obszerny szkic właśnie pod tytułem „Ziemia, z której jemy chleb”, traktujący o motywach poznańsko-wielkopolskich w prozie. Wojewódzka biblioteka publiczna podchwyciła tytuł tego szkicu jako hasło konkursu literackiego, którego tematem były książki wielkopolskiego 40-lecia.

Wspominam Ciebie, drogi przyjacielu, ciepło. Bo jakże inaczej. Byłeś uroczym człowiekiem.

Edward Pawlak, Pisane po północy, „Dziennik Poznański” wyd. 1A nr 164 (1395) z dnia 15.VII.1996., s. 25.