Od wojny do wojny
Leonard Turkowski urodził się 23 września 1914 r. na poznańskim Łazarzu w rodzinie tramwajarza. Przypomnijmy, że elektryczne tramwaje były w tych czasach dziedziną niemal równie nowoczesną, jak dziś informatyka. Na zdjęciu z 1918 r. - najmłodszy wśród rodzeństwa z matką - Magdaleną z d. Skorupską, od lewej Longina, Janina, Stefan i z prawej Irena. Ojciec - Stanisław - w różnych okresach przebywał na frontach I Wojny Światowej, gdzie powołany do armii Wilhelma II służył jako felczer. Następne zdjęcie, z pierwszej komunii, pochodzi z 1923 r.
Uczęszczał do IX Szkoły Powszechnej Św. Łazarz, następnie do Państwowego Seminarium Nauczycielskiego im. E Estkowskiego. Zachowała się bardzo marna, nie nadająca się do reprodukcji kopia miesięcznika "Życie Radosne" odbijanego na powielaczu w Seminarium. Na początku pierwszego numeru ze stycznia 1930 r. znajduje się wiersz piętnastoletniego Leonarda Turkowskiego. Na poniższym zdjęciu Leonard Turkowski (drugi od prawej u góry) wśród uczestników zjazdu seminarzystów w 1959 roku.
W czasie nauki w seminarium zaczął współpracę z "Nowym Kurierem", publikując m. in. felietony pod zbiorczym tytułem "Kącik uczniowski", które przyczyniły się do opuszczenia seminarium przed jego ukończeniem. Przez około roku miał biurko (nie etat) w redakcji "Nowego Kuriera". Mimo braku formalnej matury został przyjęty i ukończył kurs dziennikarski przy Wyższej Szkole Handlowej. Później żył z mniej lub bardziej przypadkowych honorariów. Współpracował z "Wiciami Wielkopolskimi", gdzie opublikował 15 wierszy i wydawnictwem "Ostoja". Jego wiersze ukazywały się w najpopularniejszych poznańskich gazetach, w "Ilustracji Polskiej" a także w radio. W 1935 r. ukazał się pierwszy tomik wierszy "Krzyż na rozdrożu", w 1937 r. drugi - "Krew ziemi". "Mojej matce poświęcam te wiersze..." - pisał. Niestety, nie zdążyła ich przeczytać. Z trudem udało mu się wyrwać egzemplarz z drukarni, by umieścić w jej trumnie. (zdjęcie z pogrzebu). Wkrótce też został przyjęty do Związku Zawodowego Literatów Polskich.
Czasem przebywał w Środzie, gdzie w "Kurierze Średzkim" publikowane były jego wiersze. Gazety i książki składano wtedy ręcznie - zecer wyjmował z kaszty pojedyncze czcionki i umieszczał je w odpowiednim miejscu. stąd zdarzały się w druku litery odwrócone lub uszkodzone. Drukarnia Średzka St. Malicki i Ska zachowywała czasem gotowe składy artykułów i innych publikacji, by wydać je później w postaci książki czy broszury. Tak też stało się z wierszami Leonarda Turkowskiego, które złożyły się na kolejny tomik wierszy - "Gdy Środa rym poda"
W początkach września 1939 r. próbował bezskutecznie dołączyć do wojska. Jako przedstawiciel inteligencji o znanym nazwisku, przeznaczony przez Niemców w pierwszej kolejności "do odstrzału" ukrywał się, uciekał z niemieckich transportów, obozów i aresztów. Bezskutecznie próbował zaczepić się w Krakowie, Radomsku, Warszawie. Na dłużej zatrzymał się w Białej Podlaskiej, gdzie podjął pracę w tartaku, zajmował się też tajnym nauczaniem. Tam poznał Kunegundę, z którą w 1941 r. zawarł związek małżeński - zgodnie z tradycją, w miejscu zamieszkania rodziców panny młodej - w Dęblinie.
Uciekając przez zbliżającym się frontem w 1944 roku przenieśli się do Szydłowca, gdyż tam - jak się dowiedział - żadna wojna się nigdy nie zatrzymała.